Jestem Mamą

Z pamiętnika mamuśki part.5, czyli jak moje dziecko dało mi w twarz

Na macierzyństwo nie można się przygotować. Nie pomogą ani grube księgi napisane przez bardziej lub mniej doświadczone mamy. Nie pomogą też rady mamy czy przyjaciółki, ani sterty specjalistycznych czasopism. Wszyscy chcą jak najlepiej to oczywiste, ale nie zmienia to faktu, że to tylko gadanie i nijak ma się do praktyki. Zachodząc w ciąże miałam w głowie wyidealizowaną wizję malutkiego, śpiącego bobasa, który budzi się tylko kiedy ma mokro i jest głodny. Wyobrażałam sobie, że jeśli ten tłuściutki bobas będzie miał kolkę (w ogóle jaką kolkę? Moje dziecko na pewno nie będzie jej miało…) potrwa to jeden góra dwa wieczory. Myślałam, że nie ma nic prostszego niż karmienie piersią. Rozpędzając się dalej w moich rozmyślaniach, sądziłam, że im będzie starszy tym łatwiej będzie go ogarnąć. Spanie z dzieckiem? NEVER!! Dziecko ma swoje łóżeczko i w nim ma zasypiać (najlepiej samo) wraz z wybiciem godziny 19 i budzić się o 9 rano.

Taaa.

Kiedy urodził się Księciunio byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Miałam swojego upragnionego synka, o którym tak bardzo marzyłam. Oczywiście dalej jestem szczęśliwa i cieszę się każdym dniem z synkiem, którego nie zamieniłabym na żadne inne dziecko. Jednak bywają dni (a raczej tygodnie, albo i miesiące), kiedy czuję jakbym dostała od niego siarczystego plaskacza, a moje ideały kwiczą w kącie zagłuszane plaskiem w polik i rechotem Młodego.

Księciunio już na oddziale położniczym był znany z wysokich tonów i płaczu. Położna słysząc tego małego wrzaskacza od razu kierowała się do mojej sali. W domu niewiele się zmieniło. Jego „spanie” najlepiej przemilczmy minutą ciszy… Napiszę tylko, że mimo 21 miesięcy na koncie, mój prawie dwulatek nadal nie przesypia nocy, a te które przespał mogę policzyć na palcach jednej ręki, no może dwóch jakbym bardzo się skupiła 😉 Do dzisiaj nie wiem dlaczego nie śpi. Pozostanie to dla mnie nierozwiązaną zagadką. Może za parę lat go spytam, ale wątpię żeby mi odpowiedział 😉 Bartolini od początku był dzieckiem nieodkładalnym. Łóżeczko ewidentnie go parzyło i nie było opcji, że po jedzeniu bez zająknięcia zasypiał w swoim łóżeczku. Lepszy okres nadszedł około roczku, kiedy siedząc przy łóżeczku czekałam aż zaśnie. Wówczas naiwnie myślałam, że złe czasy odeszły w niepamięć i nadchodzą nowe, lepsze. To właśnie wtedy zdarzało się, że Księciunio przesypiał całe noce. Niestety mój entuzjazm nie trwał długo, a do przespanych nocy nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić. Owszem, Młody zasypiał w łóżeczku, ale budził się o różnych porach i na lunatyka przychodził do naszego łóżka rozpłaszczając się w najlepsze (nie, nie było opcji żeby położyć go do łóżeczka; chyba, że ktoś lubi wycie i walkę z niespełna dwulatkiem w środku nocy, my podziękowaliśmy). Zwracam honor wszystkim rodzicom, którzy śpią z dzieckiem. Teraz już wiem, że są dzieci, które po prostu nie sypiają w nocy w swoich łóżeczkach, a jedynym wyjściem na przymknięcie oka jest spanie z dzieckiem. Nie wynika to z wygody (absolutnie! Cholernie nie lubię spać z tym wierciochem), ani tym bardziej przyzwyczajenia dziecka do takiego schematu. Nie muszę się przed nikim tłumaczyć, ale sama doskonale wiem ile pracy włożyłam w to, aby syn spał w swoim łóżeczku. Ile wieczorów przesiedziałam przy łóżeczku z jedną ręką włożoną między szczebelki żeby Młody mógł mnie czuć, a każda próba wyswobodzenia kończyła się fiaskiem i w efekcie wybudzeniem (był nawet moment, że pomyślałam o zainwestowaniu w jakąś protezę, żeby go oszukać, bo żadne pluszaki i przytulanki nie pomagały). Do dzisiaj bywa, że syn śpi w naszym łóżku. Czy uważam, że to nasza wina? Nie. Owszem, nie pasuje mi ten układ tym bardziej, że wówczas ja albo mąż lądujemy na kanapie, bo nie mamy tak dużego łóżka żebyśmy mogli wyspać się we trójkę, ale na tą chwilę nie widzę innego wyjścia, a walczyć z własnym dzieckiem nie będę stosując metodę wychodzenia z pokoju, jego zanoszenia się od płaczu itd. To nie na moje nerwy, nie wspominając już o tym, że jest to po prostu nieludzkie i przypomina tresurę jakiegoś zwierzęcia. Myślę, że do 18-stki mu przejdzie 😉

Karmienie piersią? … Nasza mleczna droga to mówiąc krótko stres, łzy, bezsilność i ból. Gdyby nie mój upór i zafiksowanie na naturalne karmienie, zapewne podałabym butelkę. Na szczęście wyposażana w ogrom wiedzy na temat ewentualnych problemów z karmieniem piersią, które mają niektóre matki (jakże mogłoby mnie zabraknąć w tym zacnym gronie 😉 ), uzbroiłam się w cierpliwość i udało mi się wykarmić synka, z czego jestem niezmiernie dumna.

Przed zajściem w ciąże cieszyłam się każdym maluszkiem w rodzinie czy w najbliższym otoczeniu. Dostrzegałam tylko te cudowne chwile. Kodowałam tylko te pozytywne momenty i nie patrzyłam na drugą stronę medalu, która też przecież istnieje. Nikt mnie nie przygotował, że moje dziecko może mieć np. problemy skórne, a ja bujając się od jednego dermatologa, do alergologa i znowu do siódmego dermatologa, wciąż nie będę mogła mu skutecznie pomóc. Każdy chętnie brał pieniądze za wizytę, polecając swoje „ulubione” kosmetyki i powtarzając jak mantrę „wyrośnie”, a ja miałam eksperymentować na własnym dziecku szukając złotego środka, który mu ulży. W tym przypadku całe szczęście, że trafiłam na odpowiednie fora, które ostudziły mój maraton do apteki po kolejny specyfik. Zaczęłam na własną rękę zgłębiać temat i szukać naturalnych sposobów na tą nierówną walkę. W pewnym momencie zatoczyłam błędne koło i sama potrzebowałam pomocy i wsparcia, bo nie mogłam sobie poradzić z tą sytuacją i emocjami, które we mnie ona wywołuje. Jak jest teraz? Nie chcę zapeszać, ale równocześnie wierzę, że będzie lepiej i że czas zadziała na naszą korzyść.

Mam dużo koleżanek z dziećmi w różnym wieku. Każde w jakiś sposób daje im w kość, a one mają dosyć i mają ochotę wyjść z domu. Nie wierze w matki, które godzinami mogą z czułością wpatrywać się w swoje „dzieło”. Ani w takie, które nigdy nie krzyknęły, nie płakały z bezsilności i nie miały najzwyczajniej w świecie dosyć. W moim odczuciu takie matki nie istnieją, a jeśli tak twierdzą, to kłamią chcąc pokazać jakimi cudownymi matkami są dla swoich dzieci, a jaka to Ty jesteś wyrodna.

Kocham synka miłością najszczerszą i bezwarunkową, ale nie będę kłamać, że nie mam chwil słabości i czasami mam go dosyć, a wyjście z domu to dla mnie ulga i złapanie powietrza. Myślę, że jest to całkiem naturalne i takich jak ja, jest zdecydowanie więcej. Najlepiej zrozumieją to mamy, które również mają takie wymagające dziecko. Więcej na ten temat przeczytacie tutaj

22 thoughts on “Z pamiętnika mamuśki part.5, czyli jak moje dziecko dało mi w twarz

  1. To prawda, że macierzyństwo to piękny czas w życiu kobiety. Nasze wychuchane, wycałowane, ukochane dziecko jest dla nas najcudowniejsze na świecie, ale potrafi nam dać w kość zaledwie w 5 sekund. Bywają ciężkie dni, ale i tak kochamy te nasze szkraby najmocniej na świecie 🙂 A książki, zgadzam się, można schować na półkę i od razu o nich zapomnieć, zwłaszcza te o wychowaniu 🙂

  2. Dopiero macierzyństwo weryfikuje rzeczywistość – nie żadne tam obserwacje z boku!;) Rozumiem Cię doskonale… 😉 Mimo wszystko uważam, ze to mój najlepszy czas w życiu! <3

  3. To chyba typowe przemyślenia każdej matki. Matki wszystkich miast i krajów- łaczmy się 😉 Jak często mowię- na szczescie dzieci rosną 😉

  4. Moja 5-letnia córka też potrafi mnie totalnie zszokować, jest niestety typową jedynaczką, aż się boję co to będzie za 2 miesiące jak na świecie pojawi się jej braciszek, wtedy dopiero będzie ciekawie…

  5. Gratuluję, że udało Ci się przetrwać ten najgorszy czas w karmieniu piersią. Ja poddałam się po jakichś 2 tygodniach, kiedy nie mogłam już znieść bólu, nienawiści do macierzyństwa i krwi, którą krztusiło się moje dziecko. Z jednej strony przez długi czas miałam wyrzuty sumienia, ale z drugiej ten spokój okazał się bezcenny.

    Co do spania – współczuję. U nas takie krzykliwe fazy trwały trzy miesiące, a potem ustały. Wspominam te pierwsze trzy miesiące życia córki jako jeden z najgorszych okresów życia, dlatego cieszę się, że to już dawno za nami. Aczkolwiek pseudonim „piosenkarka”, nadany przez sąsiadów, od tamtego czasu wciąż się jej trzyma 😉

  6. Każde z moje dwójki zafundowało mi zupełnie inne doświadczenia. Córka była rozkosznym berbeciem, śpiącym słodko, cichutkim i uroczym, synek rozwrzeszczanym, rozdartym do czerwoności, nieodkładalnym jak napisałaś. Spacery z córką były cudowne, zawsze zasypiała w wózku, spacerowałam z nią godzinami, czytałam książki etc. Z synem spacerowałam na wiecznej syrenie. To był najbardziej rozwrzeszczany wózek na osiedlu 🙂 Można powiedzieć, że wyrósł. Dziś noce są już spokojne. Wszystko się unormowało. Nauczyliśmy się siebie nawzajem, ale temperamenty mają nadal totalnie różne 🙂 Chwile zwątpienia, słabości a nawet załamania nie są mi obce. Jak pewnie każdej mamie ;P

  7. Z dziećmi bywa różnie. U mnie jest trójka. 😉 Najgorszy jest dla mnie ten ciągły brak czasu, ledwo dzień się zaczyna, to już się kończy. Ale przynajmniej nie ma nudy. Ciągle coś się dzieje. 😉

  8. Ja w ciazy myslalam ze corka bedzie sie budzic tylko co 3 godziny na jedzenie i oczywiscie nie bedzie z nami spac. Zatem mam jeden wniosek – nie wierze w to co mowia mi bezdzietni o tym jak bedzie wygladalo ich rodzicielstwo. Bo czesto mowia ze „spanie z dzieckiem? Nigdy w zyciu!” A potem tak robia.

  9. Każda matka ma chwile słabości tylko nie każda się przyznaje 🙂 I nie da się przygotować w żaden sposób na to jakie dziecko będzie ale jedno jest pewne choćby nie wiem jak padasz na twarz to uśmiech, choćby spojrzenie, przytulenie czy późniejsze „kocham cie mamo” daje takiego kopa jak galon kawy

  10. Dzieci są różne – ja mam dwójkę i każde jest inne a nie mniej kochane od drugiego 😉 Macierzyństwo to piekny choć trudny czas…. tutaj żadna książka nie pomoże 😉

  11. Dziecko to też człowiek, ma prawo do bycia nieznośnym i płaczliwym. Spokojny i cichy może być, co najwyżej pluszak, a nie żywy organizm. Macierzyństwo to trudne doświadczenie, dlatego podziwiam wszystkie matki. Sama jeszcze nią nie jestem, ale kto wie, co przyniesie życie. Pozdrawiam i życzę dużo cierpliwości do maluszka 🙂

    1. Oj tak, macierzyństwo potrafi brutalnie sprowadzić nas na ziemię, ale nie umniejsza to jego piękna 😉 Cierpliwość się przyda, dziękuję! Pozdrawiam 🙂

  12. Padłam, jak przeczytałam o protezie ręki, hahaha! 😀 Ja na szczęście aż tak kiepsko na razie nie mam (córka prawie 10msc), ale budzi się w nocy częściej niż jak miała 5msc. Od momentu jak zaśnie, tak do rana jakieś 10-20 razy. Jest fajnie 😀 też ostatecznie ląduje w łóżku – też się zarzekaliśmy, że nie będzie z nami spać. Boku już nie czuję 😀

  13. Wspolczuje nieprzespanych nocy. Moj synuś kochany tez słabo spał, ale teraz budzi sie juz tylko raz lub wcale. Bardzo jest łaskawy i daje sie wyspać rodzicom. A ma 9 mies.❤️❤️

  14. Słuchaj, Ty i ja to jakieś matczyne klony, a nasze dzieci to też kopie. 😉
    Mój syn od roku (czyli od dnia narodzin) nie przespał żadnej nocy.
    Kolek co prawda nie miał, ale płakać płakał i dalej od czasu do czasu płacze.
    Moje wyobrażenia macierzyństwa to A, a to jak to w rzeczywistości potem wyglądało to B.
    Też udało mi się wytrwać w karmieniu piersią (choć łatwo nie było), ale też jedynie przez mój mega upór i ogromną wiedzę na ten temat.
    Co do kosmetyków i alergii również tylko i wyłącznie natura.
    Do tego też mam chwile zwątpienia, wyjście dla mnie z domu bez dziecka bywa wielką ulgą.
    Mówiłam, że my to jakieś kopie? Poczytaj sobie, to zobaczysz 😉
    http://www.mamapodprad.pl/
    Pozdrawiam :))))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *