W mieszkaniu słychać tupot małych stóp. Kiedy otwierają się drzwi, biegnie żeby wyjść naprzeciw dopiero co przybyłemu. Gdy jestem to ja lub małżonek, jego buzia promienieje uśmiechem, a oczy rozświetla najczystsza i najszczersza w swej postaci radość. A kiedy w drzwiach stają dziadkowie czy któraś z cioć, nieśmiało się uśmiecha i szuka spojrzeniem naszej obecności, aby czym prędzej wtulić się z zawstydzenia w nasze kolana. Oswojenie trwa chwilę, a kiedy całkiem mija jest gotowy do zabawy i zaprezentowania nowych, nabytych właśnie umiejętności. Babcia, dziadek i ciocie nie mogą wyjść z podziwu jak bardzo się zmienił przez ostatnie dni czy tygodnie, a my, jego rodzice, opiekunowie, autorytety codziennie od nieco ponad roku obserwujemy zmiany jakie w nim zachodzą. Patrzymy jak wspina się na kolejne szczeble rozwoju i pękamy z dumy kiedy zdobędzie kolejny „level” w dorastaniu.
Był taki malutki. Drobny i bezbronny w swojej nieświadomości. A my, każdego dnia odkąd przyszedł na świat 13 miesięcy temu uczyliśmy się siebie nawzajem szukając wspólnego języka i licząc na choć trochę współpracy z jego strony. Z tym ostatnim różnie bywało i bywa do tej pory. Wielokrotnie już powtarzałam, że trafił nam się wyjątkowy egzemplarz. Pod każdym względem. Od początku płaczliwy, nieśpiący, z problemami z jedzeniem i budzący się w nocy pierdyliard razy. Z czasem zaczęło być lepiej. Kiedy przespał ciągiem 3h byliśmy przeszczęśliwi i dziękowaliśmy niebiosom za chwilę wytchnienia. Dopiero w okolicach roczku noce zaczęły faktycznie je przypominać, a mieszkanie wypełniać rozkoszna cisza. Jedna czy dwie pobudki to pikuś w porównaniu z tym, co przechodziliśmy na samym początku. Trochę trwało zanim pogodziliśmy się z faktem, że nasz Syn należy do tej nieśpiącej części dzieci. Gdyby nie znajomi wokół posiadający dzieci w podobnym wieku z tym samym problemem, naprawdę martwiłabym się czy wszystko z nim w porządku. Wciąż jednak wierzę, że nastanie moment kiedy weźmie misia pod pachę, złoży soczysty pocałunek na naszych policzkach, wymamrocze słodkie „dobłanoc mamusi, dobłanoc tatusiu” i pójdzie spać do swojego łóżka. Mam nadzieję, że każdy dzień zbliża nas do tej chwili 🙂
Do teraz zachodzę w głowę kiedy minęło tych 13 miesięcy? 13 miesięcy nieprzespanych nocy, które osobiście przepłaciłam zdrowiem i dwoma pobytami w szpitalu. 13 miesięcy płaczu i wylanych, matczynych łez nad bezradnością sytuacji. 13 miesięcy nerwów i krzyku, który nie powinien się pojawiać, ale był, nie przeczę. W chwilach słabości i wycieńczenia, kiedy miałam ochotę wyjść z domu i trzasnąć drzwiami. Kiedy pytałam płaczącego Syna „o co mu chodzi i co mu dolega?!dlaczego znów ryczy?!” naiwnie wierząc, że szybko mi odpowie, a ja znajdę rozwiązanie, aby mu pomóc. Tymczasem on w tym samym momencie liczył na ukojenie z mojej strony. 13 miesięcy niecierpliwego oczekiwania. Aż zacznie podnosić główkę. Aż zacznie się przewracać na brzuszek i plecki. Aż zacznie siadać, a potem wstawać. W końcu aż zacznie raczkować i chodzić. I kiedy wreszcie wyjdą mu zęby. Dziś nie pamiętam z dokładnością godziny i dnia tygodnia kiedy to wszystko się wydarzyło. Niby taka ze mnie perfekcjonistka, a tego nie notowałam. Może mój błąd, ale czy za kilka lat naprawdę będzie to miało aż takie znaczenie? Pamiętam, że główkę zaczął podnosić bardzo szybko, bo z tego też powodu byliśmy na konsultacji u neurologa, u którego to dowiedzieliśmy się, że z Synem jest wszystko w najlepszym porządku. Po prostu jest silny. Pamiętam, że pierwszy raz usiadł na łóżku w sypialni chwilę po ukończeniu 5 miesiąca. Pamiętam, że pierwszy raz stanął w łóżeczku zaraz po kąpieli w jeden z październikowych wieczorów, kiedy małżonek był w pracy. A kiedy już stanął, zaraz zaczął raczkować. Miał pół roczku. Na pierwsze kroki również długo nie czekaliśmy. Miał raptem 10 miesięcy! A wszystko bez ponaglania, sadzania na siłę i trzymania za rączki. Do wszystkiego doszedł sam, bez nacisku z naszej strony, a z naszym wsparciem. A sławetne zęby na które zganialiśmy wszystkie nieprzespane noce od pierwszych dni jego życia, zaczęły się wyrzynać dopiero 5 dni przed skończeniem roczku! Żeby było ciekawiej i jeszcze bardziej wyjątkowo, pierwsza przebiła się górna dwójka. Zaraz potem górna jedynka. Aktualnie w natarciu jest kolejna górna jedynka i dwójka. Nice. 13 miesięcy uśmiechu i radości. Dumy i pierwszych razów.
Ukochany. Wymarzony. Upragniony. Nasz Syn. Zawsze o nim marzyłam. Córkę też bym kochała i wychowała jak swoją 😉 ale pierwszy Syn był spełnieniem moich marzeń. Potrafię na niego narzekać każdego dnia od samego rana. Na początku jeszcze go broniłam, później na każde pytanie rodziny czy przyjaciół „jak sypia?” wymieniałam porozumiewawcze spojrzenia z Małżonkiem parskając śmiechem, nie owijając w bawełnę, że śpi jak suseł, a ja od rana hasam po domu niczym pełna energii i siły sarenka. Nie bawię się w super, fit insta mamę z insta dzieckiem wystylizowanym na małego dorosłego z milionem #hasztagów. Ale przede wszystkim kocham całym sercem. Cierpię razem z nim. Cieszę razem z nim. Bawię się i wygłupiam, żeby tylko wywołać uśmiech na jego słodkiej i ślicznej buzi. Doceniam każdy dzień z nim, bo wiem, że życie to cud i raz podarowane należy szanować i pielęgnować. Ocieram łzy i przytulam kiedy się przewróci albo uderzy. Rozmawiam i tłumaczę, bo dzieci są strasznie mądre i naprawdę wiele rozumieją. Warto z nimi „rozmawiać” nawet jeśli jedyną reakcją z jego strony jest kręcenie głową albo powtarzane do znudzenia „eeeeeee”. Uczę samodzielności i pozwalam się brudzić nie robiąc tragedii z wysmarowanej serkiem buzi czy krzesełka. Może czasem 😉 Staram się cierpliwie znosić jego nastroje i jęki.
Każdego dnia od przeszło 13 miesięcy podejmuję trud wychowania tego małego człowieka, który zawładnął naszymi sercami. Jest ciężko. Czasem cholernie, kiedy łzy i wściekłość mieszają się z wycieńczeniem i bezradnością, a ja mam ochotę lecieć na bezludną wyspę. Budząc się rano nie jestem w stanie przewidzieć jak potoczy się nowy dzień. Ale jedno wiem na pewno. Księciunio na zawsze odmienił nasze życie, sprawiając, że stało się jeszcze piękniejsze i pełne wyzwań niż do tej pory.
— Jestem Mamą —
Z pamiętnika mamuśki part. 4
18/05/2017

Piękny, osobisty wpis, uwielbiam takie – z głębi serca. Dużo zdrówka dla całej Waszej rodzinki, niech dalej będzie tak pięknie, codziennie, czasem nużąco, ale wspaniale 🙂
Dziękujemy bardzo 🙂 pozdrawiam gorąco!
To prawda, dzieci to ogromny skarb. Potrafią nam dostarczyć tyle samo nerwów, co radości, smutku i dumy 🙂 pozdrawiam również!