Dopięłam swego. Małżonek sceptycznie odnosił się do wizji remontu, bo kto z nas lubi wielki rozgardiasz w domu, brud i kurz, ale wreszcie nadszedł ten moment. Wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie.
I tak też się stało! Zanim zabrałam się z mieszkania zabierając Młodego i manatki do dziadków, ustaliliśmy z fachowcem wszelkie szczegóły remontu, więc mogę spać spokojnie zajadając w dzień swojskie czereśnie prosto z drzewa i maliny z krzaczka, które wprost uwielbia Księciunio 😉 Tak się rozmarzyłam, że odbiegłam od tematu, a zatem do rzeczy!
Nasze mieszkanie kupiliśmy 4,5 roku temu. Jak na ówczesne potrzeby, bezdzietnego prawie narzeczeństwa, 52m2
z potencjałem okazały się dla nas wystarczające, dlatego też nie zastanawialiśmy się zbyt długo nad zakupem mieszkania. Ma ono swój urok i klimat, który od razu przypadł nam do gustu, dodatkowo widzieliśmy w nim wiele możliwości zmian, które miały przyjść z czasem. Za nami generalny remont kuchni i zgodnie z naszym planem kolejnym pomieszczeniem, za które chcieliśmy się zabrać była sypialnia. Kiedy na świecie pojawił się Synek, siłą rzeczy jego łóżeczko wylądowało w naszej sypialni. Mieliśmy świadomość, że w okolicy ukończenia przez niego 2 lat, jeśli tylko możliwości nam na to pozwolą, przerobimy sypialnię na pokój dziecięcy. Z uwagi na fakt, że mamy dwa pokoje, innego wyjścia nie było. Jedynym utrudnieniem, który zarazem wpływa na nieco wydłużony czas prac remontowych, jest przeniesienie (dokładnie rzecz ujmując, zrobienie nowej szafy na wymiar we wnęce, która teraz będzie wychodziła na przedpokój, a dotychczas wychodziła na sypialnie) leciwej już zabudowanej szafy z sypialni na przedpokój. W tym celu należało pozbyć się ścianki łączącej przedpokój z sypialnią, w której to znajdowała się szafa otwarta na sypialnię, a następnie postawienie w tym miejscu nowej ścianki. Mam nadzieję, że udało mi się to jasno wytłumaczyć i rozumiesz co mam na myśli?
Najgorsze prace już za nami:
- przebicie ścianki działowej, gdzie dotychczas była zabudowana szafa, a następnie postawienie nowej ścianki
- zerwanie dotychczasowej podłogi (w salonie i na przedpokoju, jak i w sypialni mamy piękną, drewnianą podłogę, która nie będę ukrywać ma swój urok) niestety stan podłogi w sypialni jest najgorszy, dlatego też musimy ją zerwać i położyć na jej miejscu panele
- pomalowanie ścian
- położenie płytek w części przedpokoju.
Powyższe czynności pochłaniają nie tylko dużo energii, ale przede wszystkim wymagają dużo czasu, bo wszystko musi dokładnie wyschnąć (zwłaszcza podłoga i cała przygotówka pod panele), aby można było pójść dalej. Pocieszam się jednak, że później będzie już tylko lepiej, a ja już od jakiegoś czasu zbieram inspirację na aranżację oraz wystrój wnętrza pokoju Księciunia 🙂 Nie jest to pomieszczenie małe, bo ma 12 m2, a jego kwadratowy kształt daje możliwość ciekawego urządzenia. W głowie mam już pewną wizję i mam nadzieję, że równie fajnie jak w mojej wyobraźni będzie ona wyglądała na żywo 😀
Żeby nie było jednak tak pięknie i kolorowo, jak to w trakcie remontu bywa i u nas pojawiły się przeszkody, a raczej utrudnienia, z których trzeba jakoś wybrnąć. Małżonek stwierdził, że on się tym zajmie i żebym ja sobie głowy nie zawracała (w końcu się nie znam), ale nie ukrywam, że chciałabym, aby wszystko poszło gładko i sprawnie. Niestety nie można mieć wszystkiego. Nagle się okazało, że pod zerwaną podłogą jest więcej dziadostwa niż się spodziewaliśmy, a wypoziomowanie podłogi wcale nie będzie takie proste. Dodatkowo ściany są tak krzywe, że ta, która ma łączyć się z nową ścianką nijak trzyma poziom… („uwielbiam” stare budownictwo!). Gdzieniegdzie trzeba skuć, a gdzie indziej dołożyć, aby miało to ręce i nogi. Nadprogramowe prace doprowadzają do frustracji nie tylko nas, ale przede wszystkim ekipę remontową, która musi zmierzyć się z sytuacją i znaleźć jak najlepsze rozwiązanie. Wierzę jednak, że z każdym dniem będzie tylko lepiej. Mamy już doświadczenie z remontem kuchni, która również okazała się nie lada wyzwaniem, więc myślę, że i teraz wyjdziemy z tego cało 😉 Chociaż muszę szczerze przyznać, że gdy w 3 dzień remontu weszłam do mieszkania, to miałam ochotę usiąść na jedynym, wolnym skrawku kanapy nie okrytym folią i zapłakać. W myślach zadałam sobie tylko jedno pytanie: „I na co ci to było babo?” Oczywiście, że liczyłam się z bałaganem (delikatnie mówiąc), ale to co zastałam chyba nieco przeszło moje oczekiwania i ostudziło dalszy zapał. Kiedy jednak pierwszy szok minął, wzięłam się w garść i doszłam do wniosku, że i z tym sobie poradzimy, a końcowy efekt na pewno będzie satysfakcjonujący, już ja się o to postaram 🙂 Poniżej krótka fotorelacja.
W kolejnym wpisie podzielę się z wami dalszymi postępami z placu budowy, tymczasem łapcie to, co udało mi się uchwycić 😀
Oj przychodzę przez to samo, tylko remontujemy wszystko sami, stąd i bardzo dlugiczas remontu 🙂
Znam ten ból:) my remontujemy wszystko sami,stąd bardzo długi czas to już trwa 🙂
Trzymam kciuki, aby wyszło cudownie! 🙂
Gdyby nie ten bałagan, to remonty byłyby na liście moich ulubionych rzeczy:) Choć dla efektu wow warto przecierpieć;)
Szykuje się porządna rewolucja! Życzę cierpliwości podczas remontu! 😀
trzymam kciuki za powodzenie akcji. to niesamowite, jak remonty poszerzają granice wyobraźni – co może pójśc nie tak 😀 ale w końcu i tak się wszystko udaje!
Widzę, E remont przebiega intensywnie.
Powodzenia w dalszych pracach.
Uwielbiam wpisy z takimi remontowymi perypetiami, na pewno będę śledzić dalszy przebieg 😉
Mnie to własnie czeka niebawem, dwa pokoje w tym roku remontuje.
My jesteśmy świeżo po remoncie CAŁEGO domu, i powiem tak, nie zazdroszczę sprzątania 😀
My właśnie zabieramy się za remont… Oj nie lubię ich, nie lubię.
Życzę powodzenia i wytrwałości!
Metamorfoza to zdecydowanie za mało powiedziane, to prawdziwa rozpierducha 🙂