W teorii urlop to okres wolny od pracy, który zazwyczaj przepracowany, zwykły śmiertelnik przeznacza na wypoczynek w jakimś fajnym miejscu z dala od codziennych obowiązków i rozterek.
W praktyce wygląda to tak, że czekacie na niego cały rok. Nawet matka „siedząca” z dzieckiem w domu, która przecież nic nie robi, więc „urlop” ma cały rok 😉 Ona też czeka, uwierz. Kilka miesięcy przed realnym terminem wyjazdu, kiedy mąż oznajmia termin wolnego w pracy, matka wieczorem odpala laptopa i szuka najlepszej opcji wyjazdowej. Nie od dziś wiadomo, że w kwestiach organizacyjnych to matki są mistrzami w planowaniu wakacyjnego wyjazdu i nikt nie zrobi tego za nią lepiej. U nas wygląda to w ten sposób, że znając mojego małżonka i jego oczekiwania, szukam ewentualnych opcji, skrzętnie zapisując strony, a potem przedstawiam je lubemu wymieniając plusy i minusy danego miejsca. Już po samym wyrazie jego twarzy mogę wywnioskować czy dana propozycja przypadła mu do gustu czy też od razu mam ją skreślić z naszej wakacyjnej listy. Zazwyczaj nie decydujemy od razu tylko po wstępnej selekcji „musimy się przespać” z tymi, które zostały. Staramy się jednak nie zwlekać zbyt długo, bo dobre oferty rozchodzą się jak świeże bułeczki. Jako rodzice szukamy miejsc przyjaznych dla dzieci z atrakcjami, które mogą umilić czas naszemu synkowi. Do tej pory udawało nam się w takich wypoczywać 😉 Mam nadzieję, że w tym roku będzie podobnie.
W teorii wyobrażasz sobie, że będziesz leżeć wywalona jak foka ( niektóre może i foczki ;)) na plaży nasmarowana od stóp do głów olejkiem do opalania zmieniając pozycje i popijając kolorowe drinki z parasolką, gdzieś na zagranicznej plaży, a dziecię będzie grzecznie siedziało na kocyku bawiąc się w piasku lub słodko drzemiąc w namiocie z decathlonu. W praktyce lądujecie nad polskim morzem (żeby nie było, naprawdę uwielbiam polskie morze! Żadne miejsce nie ma tyle uroku co Bałtyk), najlepiej maksymalnie 100 metrów od plaży (któż będzie dźwigał te toboły, przecież nie przepracowany małżonek, który przyjechał WYPOCZĄĆ!), olejkiem smarujesz się w biegu, albo i nie, a po plaży robisz slalom między parawanami goniąc dwulatka, dla którego wszystko jest atrakcyjne, ale nie leżenie i łapanie promieni słonecznych. Na zmianę z mężem pilnujecie potomka, co by każde z was mogło nieco zaczerpnąć wakacyjnej bryzy.
W teorii na posiłek wybieracie dogodną dla siebie porę, kiedy po prostu zgłodniejecie. Szukacie fajnego miejsca, w którym można smacznie zjeść i nieśpiesznie przeglądacie menu. W praktyce idziecie do pierwszej lepszej knajpy, najlepiej z frytkami, które lubi większość dzieci, więc istnieje szansa, że wam również uda się zjeść normalny, ciepły posiłek, o ile wasz organizm szybko wchłania jedzenie.
W teorii na spokojnie zwiedzacie miasteczko wczasowe, zatrzymując się tam gdzie chcecie i kupując to na co macie ochotę. W praktyce macie wózek załadowany przekąskami, zabawkami i milionem innych niezbędnych rzeczy, które w razie „sytuacji awaryjnej” mogą pomóc zażegnać kryzys. Nie jest tajemnicą, że dzieci to naciągacze, które niczym kot ze Shreka robią maślane oczy i mają ochotę na wszystko co napotykacie na swej drodze podczas szybkiej rundki między alejkami. Nasz dwulatek ostatnio do perfekcji opanował zwrot „chcę to”, więc oczami wyobraźni już widzę nasze spacery i twarde negocjacje, a w ostateczności przekupstwo, aby owa przechadzka nie skończyła się dziką awanturą.
W teorii planujecie już wieczorne wyjścia do knajp i drinkowanie. Może nawet zachód i wschód słońca spędzony na plaży. W praktyce po godzinie 20 musicie ogarnąć padniętego (przy dobrych wiatrach) dzieciaka i położyć go spać. Jeśli ma dobry sen, wówczas możecie liczyć na butelkowe piwo kupione w Żabce za rogiem wypite na tarasie/balkonie przy pokoju (jeśli go posiadacie of course).
Teoretyczne wizje brzmią niezwykle kusząco i zachęcająco, ale w praktyce najlepiej sprawdzi się POZYTYWNE NASTAWIENIE. Na chwilę przed naszym urlopem takie właśnie mam. Pomimo czekającej nas długiej podróży z dwulatkiem, który może znieść ją różnie, cieszę się na ten wyjazd, bo będzie rodzinny. Spędzony nie tylko z mężem i synem, ale również przyjaciółmi, a ta wizja podoba mi się jeszcze bardziej. Jestem świadoma, że wakacje z dzieckiem nie są tym samym co wakacje za czasów narzeczeństwa, ale wcale nie tęsknie za imprezowaniem do późnych godzin nocnych czy leżakowaniem na plaży od rana do wieczora (wierzcie lub nie, ale ja naprawdę nigdy za tym nie przepadałam, w przeciwieństwie do męża). Cieszy mnie wizja czasu spędzonego z najbliższymi mi osobami i zmiana otoczenia, która sama w sobie już wiele daje. Na wakacje planuje w pierwszej kolejności zapakować DOBRE NASTAWIENIE i POZYTYWNE MYŚLENIE, które nawet w sytuacjach kryzysowych pomogą mi utrzymać się na dobrej ścieżce nie psując tym samym wypoczynku, na który pomimo wszystko liczę.
Jak najbardziej możliwy 🙂 Uwielbiamy razem podróżować
Jak się chce, to wszystko jest możliwe 🙂
Wakacji z dzieckiem z całą pewnością nie nazwałabym „urlopem” (tak samo jak „urlopem” nie jest macierzyński ani wychowawczy 😉 ) Ale z drugiej strony – w sumie nie lubię wylegiwać się bezczynnie na plaży i wolę aktywne spędzanie czasu, a dziecko mi to bez wątpienia zapewnia 😉
Zdecydowanie też wolę aktywny wypoczynek, choćby zwiedzanie i szukanie ciekawych miejsc 😉 A „urlop” macierzyński to faktycznie mega uproszczenie, bo w rzeczywistości to duża harówa 24h/7
Buahahah, kwintesencja rodzicielstwa, butelkowe piwo na tarasie w hotelu 😀 Kiedyś sobie odbijemy!
Haha,no faktycznie, nastawienie to podstawa, ale ja uwielbiam wyjazdy z dzieckiem i choć czasem faktycznie bywa całkiem inaczej niż planowane, to dla mnie wyjazdy całą rodziną są najlepsze 🙂
Nie mam jeszcze swoich dzieci, ale patrząc na rodzinę, jestem pewna, że na urlopie z dziećmi da się wypocząć! Grunt to dobra organizacja i pozytywne nastawienie! 😀
Udanego urlopu. Na pewno będzie on inny ale nie znaczy, że mniej przebojowy. To świetna okazja na przykład do budowania zamków z piasku i nikt Ci nie powie, że to takie dziecinne zajęcie widząc Cię z dwulatkiem 😀
Jeszcze nie mam dzieci, ale już wiem, że urlopy będę spędzać bez nich. Podziwiam osoby, które wyjeżdżają z maluchem. Ja bym nie wytrzymała (a może zmienię zdanie jak urodzę?) 😉
Na pewno mając dzieci urlop wygląda nieco inaczej, ale również ma swój urok 😉 Zdarza się, że zostawiamy synka na weekend i sami gdzieś wyjeżdżamy, ale na wakacje póki co zabieramy go ze sobą 😉
Pisłam ostatnio jak wyglądają wakacje z dziećmi, a jak bez. Nawet z dziećmi są to wakacje- od codzienności, od obowiązków domowych (ale nie rodzicielskich). Może nie do końca da się zrelaksować i poczuć zew wolności, ale urlop z dzieckiem, to też urlop 😉
Oczywiście że jest możliwy, ba może być nawet bardzo interesujący
Uwielbiam wakacje z moim dzieckiem. Co prawda dwa lata temu udało jej się rozchorować i zwiedzaliśmy lokalną przychodnię i potem zmieniliśmy plany pod chore dziecko, ale i tak było fajnie:)
Lubię podróżować z moim dzieckiem! bardzo lubię 🙂
Forma wypoczynku się zmienia, ale uważam, że z Dzieckiem urlop może być bardzo udany 🙂
Urlop zawsze całą rodziną! My nie musimy od siebie odpoczywać a wręcz przeciwnie odpoczywamy najlepiej w swoim towarzystwie 🙂
Ja kocham spędzać mój wolny czas z moimi dziećmi.
Czekam na kolejny post 🙂
Teoretycznie chcieć to móc choć to prawdziwe wyzwanie dla rodziców którym należy się dodatkowy urlop 🙂
Dzieci na urlopie raczej średnio odpoczywają i dlatego najlepszym sposobem jest zapewnienie dodatkowego towarzystwa, wujkowie, ciocie.
Ja na urlop z dziećmi już od kilku lat jeżdzę na Mazury. Korzystamy wówczas z jachtu i daje nam to wszystkim ogromną frajdę.