Jestem Kobietą

„Normalność” w czasach pandemii

Kiedy w grudniu zeszłego roku w Chinach zaczął się rozprzestrzeniać koronawirus, nikt nie przypuszczał, że za chwilę opanuję cały świat zbierając swoje ogromne żniwo. Dopóki temat wirusa dotyczył Chin większość krajów, również nasz, żyło swoim normalnym rytmem, nie przejmując się „odległą” zarazą, która przecież ich nie dotyczy i dotyczyć nie będzie. Jak bardzo się myliliśmy. Wirus rozprzestrzenił się na tyle szybko, że dotarł do reszty krajów.

Panika, niepewność, góry papieru toaletowego wypełniające niejeden sklepowy wózek, szaleństwo i kilometrowe kolejki do marketów – tak było na początku. Ludzie niczym w obliczu końca świata zaczęli robić zapasy, które ledwo mieściły się w niejednym mieszkaniu. Tak jakby nigdy wcześniej nie używali podstawowych środków czystości i żywili się powietrzem. Powszechny konsumpcjonizm osiągnął apogeum wraz z pierwszymi informacjami o wprowadzanych zmianach w funkcjonowaniu społeczeństwa.
Strach miesza się z niepokojem i mimo upływu 2 miesięcy wciąż ma wielkie oczy. Kolejne decyzje, rozporządzenia i obostrzenia, które do dziś każdy z nas śledzi i stara się do nich dostosować, spotykają się z ogólnym niepokojem i buntem. Każdy z nas czeka i ma nadzieję, że „dawna” normalność wróci. „Polskość” wychodzi z butów na każdym kroku. Narzekanie – drugie imię Polaków daję o sobie wyraźnie znać. Bo kwarantanna, maseczki, zachowanie bezpiecznej odległości, hasztagi #zostanwdomu, #stayhome, apele większych i mniejszych gwiazd polskiego szoł biznesu zachęcające do podejmowania mądrych i odpowiedzialnych decyzji. Umilają nam czas koncertami, występami w mediach społecznościowych czy wszelkiego rodzaju akcjami, a ich uśmiechnięte twarze zapewniają, że jeszcze będzie dobrze, że trzeba marzyć, bo jeśli przestaniemy, to po co to wszystko? Pokazują nam swoją codzienność, domy, tarasy, ogródki i rodziny. To miłe gesty. Nagle się okazuję, że każdy z nas jest taki sam. Bez podziałów. Nie liczy się status społeczny ani wykonywany zawód. Każdy siedzi w domu, a jego jedyną rozrywką jest wyjście do sklepu, na spacer z psem czy do lasu. I nieważne czy jesteś Grażyną spod piątki czy Grażyną z telewizji opowiadającą o tym jak kocha kino.
„Polskość” wychodzi z butów, bo z domu nie można normalnie wyjść, kiedy za oknem wiosna i ptaszki ćwierkają, a przyroda budzi się do życia. Bo grilla nie można zrobić, zaprosić kupę znajomych i napić się browara, albo mocniejszych trunków, od których na drugi dzień boli głowa. Bo trzeba męczyć się z dzieciorami w domu, zamiast zawieźć je do przedszkola i mieć święty spokój na pół dnia. Bo trzeba nabyć nowych umiejętności i zamiast normalnego spotkania „face to face” włączyć messengera żeby móc pogadać z rodziną i najbliższymi, za którymi nagle tęsknota jest tak ogromna i nie do wytrzymania, że MUSIMY, MUSIMY porozmawiać, chociaż jeszcze 3 miesiące temu nie mieliśmy czasu na jeden telefon, a co dopiero na spokojną kawę w ulubionej kawiarni czy rodzinny spęd. Bo trzeba zakładać maseczkę żeby iść po ziemniaki do pobliskiego warzywniaka i to jeszcze w w konkretnych godzinach! Skandal! Bo Święta, Majówka, weekend, wiosna, piękna pogoda. Bo, bo, bo.
Tak wygląda dzisiejsza rzeczywistość. Nie dogodzisz. Odpowiedzialność miesza się z tęsknotą za normalnością. Za dniem powszednim. Za codziennymi rytuałami, które tak nagle zostały nam ograniczone lub odebrane na dłużej nieokreślony czas. Na jakieś jutro, które nie wiadomo, jak będzie wyglądało i kiedy nastąpi. Tęsknimy za świętym spokojem i wolną od trosk głową o naszych bliskich, która dziś, więcej niż kiedyś musi, ich dźwigać.

Tylko co teraz tak naprawdę wydaję się rozsądne? Co tak naprawdę powinniśmy i możemy robić, żeby nie zostać ocenionym, podkablowanym przez „życzliwych” sąsiadów? Co wypada, a co nie? Jak się zachować żeby mieć czyste sumienie i mieć świadomość, że nie dołożyło się cegiełki do publicznego hejtu? Jak żyć dniem codziennym i cieszyć się jego urokami kiedy ze zmęczonej twarzy Ministra Zdrowia odczytujemy obawę i bezsilność? Życie toczy się normalnym tempem, choć tak różnym jak rok temu o tej porze. Codzienne sprawy sprowadzają się do prostych czynności, a spacer do lasu (kiedy już jest taka możliwość) okazuję się nie lada rozrywką dla całej rodziny, która tyle czasu, co teraz, spędza ze sobą raz w roku na letnich wakacjach w ciepłych krajach czy w rodzimym kraju u podnóża Tatr, Beskidów lub Bieszczad, albo wśród kolorowych parawanów nad zimnym Bałtykiem.


Dzisiaj normalność jest w cenie. W cenie, której nikt nie zna. Bo dzisiejszą normalnością rządzi niepozorny wirus wyznaczający każdy kolejny poranek, popołudnie i wieczór. Dzisiejsza normalność dzieli społeczeństwo tak jak jeszcze nigdy nie dzieliła i wystawia na próbę.


Łatwo się pogubić w pułapce docierających zewsząd informacji, których selekcji dokonuję każdy z nas interpretując je na swój własny sposób.
Z dnia na dzień odebrano nam normalność, w której każdemu ciężko się odnaleźć. Nikt nie był przygotowany na „taką normalność”, nawet ci najwięksi, których sztab kryzysowy obmyśla kolejne strategie i wciela w życie z nadzieją, że to zadziała. Według wielu kompletnie bezsensowne, a ja im wcale nie zazdroszczę, że muszą się z tym mierzyć wystawiając się na publiczny lincz. Bez względu na moje poglądy polityczne, w które nie będę się tutaj zagłębiać. Nagle się okazuję, że każdy jest specjalistą w dziedzinie wirusologii i psychologii i wie lepiej. Bo to Polska właśnie.

Jak śpiewał klasyk „jeszcze będzie normalnie, jeszcze będzie przepięknie”. W prawdziwość tych prostych słów każdy chce dziś wierzyć. Nie pozostaję nam nic innego jak nastawić się pozytywnie, przyjmować każdy dzień takim jakim jest i cieszyć się, że jest nam dany. Bo nie każdy wyjdzie z tej sytuacji obronną ręką.


11 thoughts on “„Normalność” w czasach pandemii

  1. Jak to się mówi, człowiek nie docenia tego, co ma, póki tego nie straci, lub nie poczuje strachu zagrożenia utraty czegoś, naczyń mu zależy. Teraz powoli wracamy do normalności. Ta kwarantanna jest dla nas wielkim testem. W środę po dłuższej przerwie wracam do pracy, też się boję. Będę jednak przestrzegać standardów bezpieczeństwa i liczę na to, że to plus zdrowy rozsądek uchroni mnie i moich bliskich przed tym świństwem.

  2. Nauczyliśmy się funkcjonować w tej nowej rzeczywistości, w jakimś stopniu stała się naszą „normalnością”. Powoli jednak wracamy do tej, znanej nam jeszcze w lutym. Choć pewnie potrwa to jeszcze bardzo długo…

  3. Życie się zmienia, i przygotowuje nas do różnych zaskakujących sytuacji. Niestety. Myślę, że teraz czekają nas zmiany z roku na rok. Na pewno powróci jeszcze nie raz to co dobre, aby za chwilę życie znów nas zaskoczyło. Już trzy tygodnie po wybuchu epidemii usiadłam, pomyślałam, wyciszyłam się, nawet napisałam z tej okazji artykuł, który pozostaje wciąż nieopublikowany. Czy się z tym pogodziłam? Chyba tak. Po prostu żyję myślą, że ten wirus kiedyś się 'uspokoi’.

  4. Ja swoją normalność mam w pracy, gdy codziennie do neijc chodzę, dzięki niej jeszcze nie oszalałam w tym czasie 🙂

  5. To prawda, teraz zupełnie inaczej patrzymy na przeszłość. Chcemy wrócić do tej „normalności”, na którą tak wielu z nas narzekało, gardziło tym, co ma.

    Ta sytuacja bardzo nam pokazuje, że zawsze może być gorzej dlatego wdzięczność za to, co jest nawet jeśli nie jest to optymalne, jest naprawdę ważna i rozwijająca. Dla wielu z nas praktykowanie wdzięczności jest trudne, nie wiemy jak to robić – dlatego stworzyłam Akcję #mojapraktykawdzięczności, znajdziesz ją na moim profilu na instagramie – @psychetee, zachęcam do dołączenia do tej akcji, bo jak pokazują badania, jest to jeden z czynników dbania o własne zdrowie psychiczne:)

    Same fakty dnia codziennego mają znaczenie, jednak nasze nastawienie do nich, jest również ważne. Często człowiek staje się swoim najgorszym wrogiem. To ważne, by szczególnie w sytuacji kryzysu, do tego nie doprowadzić.

  6. Normalność wróci tak, jak wraca zawsze. Pamiętajmy, że to tylko chwilowe problemy. Nawet jeśli ta chwila nam się dłuży, czym naprawdę będzie mieć to dla nas takie znaczenie za kilka lat? Myślę, że zostanie z tego ciekawe wspomnienie i nic więcej.

  7. Osobiście staram się we wszystkim dostrzegać plusy. Możemy siedzieć z synem u mojej mamy na wsi, w lesie, w pięknym ogrodzie i cieszyć urokami przyrody. Na co dzień mieszkamy we Wrocławiu i jeździmy do babci jak tylko mamy wolne. W ogóle nie myślę o przyszłości dalszej niż 1 tydzień. Nie oglądam tv i odcinam od wszystkich wiadomości. Bo inaczej zwariować można i odbija się to na moim zdrowiu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *