Jestem Kobietą, Pasje

Nasz eurotrip – przystanek Londyn

Pierwszy raz wybrałyśmy się razem w podróż w 2012 roku. Postawiłyśmy na Zakopane. Znane nam już miejsce, ale zachciało nam się gór, a jednocześnie miasta tętniącego życiem. Do dziś pamiętam nazwę uroczego pensjonatu „U Dziubusia” :). Właściciel ośrodka osobiście przyjechał po nas na stację. Bardzo miło wspominam ten wyjazd, tak jak każdy kolejny. Rok później pojechałyśmy do Bratysławy, a potem do Wiednia. Kolejna podróż miała być do Budapesztu, ale z przyczyn osobistych musiałyśmy odwołać rezerwację i odłożyć plany na bliżej nie określoną przyszłość. Pod koniec 2017 roku spontanicznie kupiłyśmy za okazyjną cenę bilety lotnicze do Londynu na 7-10 marca 2018 roku. Tym razem musiało się udać 🙂 Na początku bieżącego roku znalazłyśmy tani hostel i zajęłyśmy się resztą formalności oraz kwestią organizacyjną wyjazdu.

Dlaczego Londyn?

Już wcześniej przewijał się temat wyjazdu właśnie do Londynu, ale najpierw wolałyśmy przetrzeć szlaki w mniejszych miastach, żeby potem z większą pewnością siebie ruszyć nieco dalej. W naszym przypadku zadecydowała również korzystna cena biletów. Ponadto jak dotąd podróżowałyśmy pociągiem lub polskim busem, a tym razem leciałyśmy samolotem, co było dla nas obu debiutem i dodatkowym dreszczykiem emocji 🙂

Podróż

Sama podróż w jedną i drugą stronę przebiegła bez większych problemów. Z racji naszego samolotowego debiutu, zastanawiałyśmy się jak będzie wyglądała odprawa, sam lot czy przejazd z lotniska do hostelu. Jak to zwykle bywa, i tutaj strach miał wielkie oczy 🙂 Wylatywałyśmy w środę o 14:35. W Londynie byłyśmy chwilę po 16 czasu lońdyńskiego, a w pokoju hotelowym ekhm przed 22. Gdyby nie nasza przygoda z dostaniem się do hotelowego pokoju, (podczas której jak żywa ukazała nam się wizja nocy spędzonej na ulicy Liverpool Street, większych przygód budzących grozę na szczęście nie odnotowałyśmy) byłybyśmy w hotelu przed 19. Chyba żeby wziąć pod uwagę urwanie paska od podręcznego plecaka w pierwszy dzień zwiedzania, naznaczenie przez uliczne ptaszysko zaraz po wyjściu z hotelu w drugi dzień zwiedzania czy soczyste „fu*k off” z ust pani sprzedającej kartki na angielski Dzień Matki, który w tym roku z racji, że jest to ruchome święto przypadał na 11 marca. Lot powrotny miałyśmy w sobotę o 11, zatem już z samego rana ruszyłyśmy na lotnisko. Tym samym miałyśmy dwa pełne dni do maksymalnego wykorzystania.

Plan zwiedzania

Z racji napiętego grafiku, podbój Londynu zaczynałyśmy już po godzinie 8 rano, a zmęczone i padnięte wracałyśmy do pokoju koło 21. W czwartek byłyśmy w okolicach Tower Bridge i w Sky Garden – z którego roztaczał się przepiękny widok na Londyn. Zwiedziłyśmy także okoliczny targ Borough Market – gdzie można było kupić coś pysznego do jedzenia słuchając muzyki granej na żywo, Globe Theatre oraz Tate Modern. Na naszej mapie znalazła się również dzielnica Greenwich, w której to przez obserwatorium astronomiczne przebiega Południk zerowy. Bardzo chciałyśmy się znaleźć równocześnie w dwóch miejscach naraz, wiecie jak „W szkole uczuć” :), ale niestety niewiele osób spotkanych po drodze było w stanie nam wskazać drogę, albo też my nie potrafiłyśmy się dokładnie wyrazić o co nam chodzi, bo jak w końcu dotarłyśmy do obserwatorium po godzinie 18, okazało się, że wstęp na jego teren był czynny do godziny 17. Musiałyśmy się zadowolić marną kopią tegoż punktu znajdującą się za prowizoryczną furtką zaraz obok obserwatorium. To niewielkie rozczarowanie zrekompensował nam jednak cudowny widok na tą biznesową część miasta w porze zachodzącego słońca. Dobre jednak i to 🙂 Wieczorem znalazłyśmy się w okolicy Opactwa Westminsterskiego, Big Bena i London Eye.

W czwartek, tym razem w dzień, ponownie wybrałyśmy się w okolice Opactwa Westminsterskiego, a stamtąd dalej do British Museum, British Library oraz stacji King’s Cross, na której znajduje się platforma 9 i ¾, z której Harry Potter odjeżdżał do Hogwartu :). Niestety nie miałyśmy szczęścia spotkać Harrego i jego przyjaciół hehe. Pocieszyłyśmy się jednak niewielkim sklepikiem znajdującym się zaraz obok platformy z potterowskimi gadżetami.

Kolejnymi punktami zwiedzania było urocze Notting Hill, w którym naprawdę odczuwa się różnicę między zgiełkiem wielkiego miasta, a spokojniejszą dzielnicą kolorowych domków. Mimo, że właśnie wtedy zastał nas deszcz, nie był on w stanie zepsuć naszych pozytywnych nastrojów 🙂 Stamtąd udałyśmy się do Pałacu Buckinhgam również skąpanego w deszczu i dalej Piccadilly Circus, placu i skrzyżowania głównych ulic w samym centrum rozrywkowej oraz teatralnej części West Endu, które są jednocześnie częścią Soho. Ostatnim punktem naszego czwartkowego zwiedzania była Chinatown. Zapewne zrobiłaby na nas większe wrażenie, gdyby nie padający deszcz.

Komunikacja miejska w Londynie

Bardzo dużo poruszałyśmy się piechotą, ale mimo wszystko do niektórych miejsc szybciej było nam się dostać metrem, kolejką czy słynnym czerwonym, piętrowym autobusem, dlatego pierwszego dnia zwiedzania kupiłyśmy tzw. Oyster card. Karta działa na zasadzie przedpłaty, a za jej wydanie należy wpłacić depozyt w wysokości 5£. Dla nas była to najkorzystniejsza forma biletu zarówno pod względem ceny jak i wygody. Dla osób odwiedzających stolicę Wielkiej Brytanii na krótko karta bardziej się opłaca niż jednorazowe bilety. Więcej o sposobach poruszania się po Londynie przeczytacie tutaj

Koszta

Bilety lotnicze w obie strony na jedną osobę wyniosły nas nieco ponad 170 zł. Nocleg w hostelu znalazłyśmy na portalu www.booking.pl. Koszt 3 nocy na osobę wyniósł nas 312 zł, a przejazd z lotniska i na 151 zł. Łącznie 633 zł. W samym Londynie wydałyśmy niewiele, na jedzenie oraz pamiątki. Reasumując nie przekroczyłyśmy 1000 zł, co biorąc pod uwagę intensywność pobytu, daje dobry wynik. Przed wylotem nasłuchałam się i naczytałam, że Londyn jest strasznie drogi, tymczasem mając już to doświadczenie za sobą nie mogę się zgodzić z tym stwierdzeniem. Ba! Przywiozłam ze sobą połowę zabranych funtów. Zapewne gdybyśmy miały jeszcze jeden dzień wykorzystałybyśmy go na jakieś drinki w fajnych lokalach. Oczywiście to też zależy od indywidualnych oczekiwań. My nie potrzebowałyśmy wiele, a dzielnica Liverpool Street, w której był nasz hostel znajduje się niedaleko centrum Londynu i wszelkiej komunikacji.

Wrażenia\Zaskoczenia\Rozczarowania

Nasz krótki wyjazd zaliczam jak najbardziej do udanych. Londyn mimo różnej pogody, czego akurat się spodziewałyśmy, zrobił na mnie pozytywne wrażenie 🙂 Lubię od czasu do czasu pobyć w dużym mieście, w którym tyle się dzieje. Londyn to kolebka wielu narodowości i ludzie różnej maści. Miałyśmy szczęście spotykać raczej miłe i pomocne osoby, które zaraz wyciągały telefony, klikały w google maps i starały się jak najdokładniej wytłumaczyć nam drogę do danego miejsca. Byłam pozytywnie zaskoczona kulturą ludzi, którzy np. wsiadając do autobusu zawsze wchodzili pierwszymi drzwiami. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że u nas „bydło ryje się” każdymi drzwiami i jeszcze drze się na biednego kierowce, kiedy ten otwiera tylko przednie. Kiedy mając czerwone światło na przejściu dla pieszych czekałyśmy na zielone jadące auta mimo wszystko potrafiły się zatrzymać i nas przepuścić, co u nas wydaje mi się nie do pomyślenia. U nas najprawdopodobniej zostałabym przejechana, albo w najlepszym wypadku przetrąbiona i zwyzywana. W Londynie taka sytuacja nie miała miejsca, wręcz przeciwnie.

Nasze przyzwyczajenie do prawostronnego ruchu w Polsce nastręczało nam nieco trudności w przestawieniu się na lewostronny ruch angielski. Dodatkowo jako kobiety z natury mające problem z kierunkami, miałyśmy niezłe combo hehe. Powodowało to śmieszne sytuacje, jak np. odczytanie z rozkładu jazdy prawidłowego kierunku autobusu. Nie wspominając o metrze (11 linii), w którym bardzo łatwo można się pogubić i nabawić klaustrofobii.

Byłyśmy nieco rozczarowane ilością remontów i placów budowy, w tym Big Bena, co przyznacie sami, nieco nam odebrało przyjemność z jego podziwiania. Ponadto śmieci. Chodząc po Londynie niemal na każdym kroku, przed domami, sklepami czy knajpami piętrzyły się kartony, worki na śmieci, a nawet stare walizki, które śmieciarki zabierały dopiero wieczorami.

Podsumowanie

Reasumując polubiłam Londyn, mimo że już pierwszego dnia wystawił nas na próbę, którą na szczęście przeszłyśmy pozytywnie. Chciałabym kiedyś jeszcze do niego wrócić, może nieco cieplejszą porą i zobaczyć to, na co teraz zabrakło czasu.

Na deser wrzucam kilka fotek z wyjazdu 🙂 częstujcie się!

 

 

 

 

 

 

 

22 thoughts on “Nasz eurotrip – przystanek Londyn

  1. Londyn jest piękny. Uwielbiam to miasto i ludz. Byłam tam dwa razy a jako że tata żył tam 7 lat to pokazał mi kawał miasta. Musze tam kiedyś wrócić!

  2. Super przygoda. Zazdroszczę takiego swobodnego podróżowania. Muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie pisząc o londyńskiej kulturze, zawsze wydawało mi się, że tam ludzie ciągle się spieszą, przepychają i nie mają czasu zwrócić uwagi na drugiego człowieka. A tu proszę są lepiej wychowani niż Polacy.

    1. Fakt, ludzie tam są bardzo zabiegani, ale może miałam po prostu w trakcie pobytu szczęście do ludzi 🙂 Niektórzy np.w metrze widząc nasze zagubienie potrafili bezinteresownie podejść i zapytać czy nie potrzebujemy pomocy 🙂

    1. Polecam to miejsce! Mimo, że my trafiłyśmy akurat na deszcz i tak nas zauroczyło 🙂 Ta dzielnica żyje swoim własnym życiem i to nadaje jej niepowtarzalny urok 🙂 Miałam wrażenie, że zza rogu wyjdzie Hugh Grant 😀

  3. Londyn wciąż jest ma mojej liście miast, które bardzo chciałabym odwiedzić. Mam nadzieję że w najbliższym czasie nam sie to uda

Skomentuj Świat Toli Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *