Ciche kwilenie powoli przechodzi w głośny płacz domagający się ciepłego, matczynego ciepła i tulenia. Rozdzierający serce wrzask nie ustaje. W pomieszczeniu jest kilka łóżeczek, w których śpią inne niemowlaki. Za chwilę obudzi je płacz 2-miesięcznej dziewczynki, którą obudził głód, ból brzuska albo mokra pieluszka. A może potrzeba miłości i ciepła, której tutaj brakuję…
Kilka dni temu, zupełnie przypadkiem obejrzałam poruszający reportaż o Interwencyjnym Ośrodku Preadopcyjnym. Do placówki trafiają dzieci, których sytuacja rodzinna nie jest stabilna. W dużej mierze są to malutkie istotki do 12 miesiąca życia, które przyszły na ten świat niechciane i niekochane, niejednokrotnie porzucone już w szpitalu. Oglądając ten krótki materiał z każdą kolejną minutą łzy same cisnęły mi się do oczu.
W ‘normalnym’ domu przyszli rodzice z utęsknieniem czekają na narodziny swojego dziecka. Przyszła mama z radością w oczach kompletuje wyprawke i z czułością głaszcze swój coraz większy brzuch. Przyszły tata dumny jak paw, najchętniej obwieścił by całemu światu, że wkrótce zostanie ojcem. Swoją radością dzielą się z najbliższymi, przyjmują gratulacje i uściski. Przyszli rodzice wybierają rzeczy dla maluszka, który już za kilka miesięcy odwróci ich życie do góry nogami, sprawiając, że stanie się ono pełniejsze. Robią listę potencjalnych imion, codziennie dopisując lub skreślając kolejne, przekomarzając się czyja propozycja jest lepsza. Cieszą się tym czasem i darem, którym zostali obdarzeni, bo mają świadomość, że nie każdy może się nim cieszyć…Przyszła mama dba o siebie. Stara się odpowiednio odżywiać, chodzi do lekarza i wykonuje niezbędne badania. Każda kontrolna wizyta USG, podczas której może podejrzeć swoje dziecko sprawia jej radość. Pierwsze ruchy wywołują uśmiech, a to wyjątkowe uczucie zapamięta na zawsze. Przyszły tata już myśli o wspólnych zabawach z synkiem, albo o rozpieszczaniu swojej księżniczki, którą w myślach ubiera w urocze sukieneczki przyszła mama. 9 miesięcy mija jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a rodzice witają na świecie upragnione dziecko, które donośnym wrzaskiem obwieszcza swoją obecność. Ból ustępuje miejsca radości, a dziecko uspokaja się w ramionach mamy, której zapach wywołuje błogi spokój. Przed nimi piękny, ale też niejednokrotnie trudny czas, kiedy to ich cierpliwość zostanie wystawiona na próbę, a zmartwienie o małą istotkę nigdy już nie minie. Łączy ich siła miłości, która będzie się mnożyć każdego dnia. Z każdym uśmiechem, gaworzeniem, pierwszym, niezdarnym krokiem, pierwszym słowem i nową umiejętnością.
W „normalnym” domu tak powinna wyglądać miłość rodzicielska, która dodaje skrzydeł nawet w trudnych chwilach zwątpienia w swoje rodzicielstwo.
W Interwencyjnym Ośrodku Preadopcyjnym brakuje rodzicielskiej miłości, którą starają się dać opiekunki, ale mimo wielkich chęci, nic nie zastąpi matczynego ciepła. Przytulają, dbają, karmią, ale nie są w stanie zapewnić im gamy uczuć, którą mogą dać tylko oddani im rodzice. Bardzo często Ci biologiczni, ani żadni członkowie rodziny nie odwiedzają w Ośrodku tych dzieci. Nie dają choćby cienia szansy na normalny, ciepły dom, który przecież należy się każdemu.
Pierwsze lata życia dziecka są bardzo ważne w ich rozwoju. To wtedy potrzebują najwięcej uwagi i ciepła, które dają im poczucie bezpieczeństwa. Miłości i bliskości o każdej porze dnia i nocy. Obecności rodzica w każdej chwili. W Ośrodku przebywają dzieci do pierwszego roku swojego życia. Później trafiają do Domu Dziecka. Niektóre są porzucane jeszcze w szpitalu przez kobiety, które chcą pozbyć się ‘problemu’ i ruszyć w ‘długą’. Inne są oddawane później, albo odbierane przez nieodpowiedzialnych rodziców, którym nowa rola nie jest pisana i wcale się o nią nie prosili. Tutaj czekają na nowy dom. Na nowych rodziców, którzy obdarzą ich miłością pragnąc zapewnić dogodny start. Niestety w większości przypadków odebranie praw rodzicielskich prawowitym opiekunom trwa miesiące. Sprawy ciągną się w nieskończoność przez opieszałość urzędników i tychże instytucji. Odkładane są na i tak kopiaste już kupki pożółkłych papierów, nie zdając sobie sprawy, że właśnie skazują jakąś niczemu niewinną małą, istotkę na miesiące, a niekiedy i lata samotności. Każdy dzień w Ośrodku to coraz wyraźniejsze objawy choroby sierocej, która dotyka te małe dzieciaczki. Gdyby tylko przedstawiciele odpowiednich instytucji (Sądy/Miejskie Ośrodki Pomocy Społecznej) bardziej się postarali o uregulowanie sytuacji prawnej dzieci przebywających w Ośrodku, nie ograniczając się jedynie do wysyłania kolejnych pism do biologicznych rodziców czy prawnych opiekunów, te dzieci miałyby szansę na normalny dom. Potencjalni rodzice adopcyjnymi ustawiają się w kolejce z nadzieją czekając na telefon, który zmieni ich dotychczasowe życie. Ograniczają ich procedury i obojętnie rozkładane ręce urzędników, którzy wcale (mimo zapewnień) nie dokładają wszelkich starań, aby przyspieszyć procedurę adopcyjną.
Każdy rodzic ma obawy związane z rodzicielstwem. Wraz z przyjściem na świat dziecka musi się nauczyć „je obsługiwać” najlepiej jak potrafi. Nie jest idealny. Ma wątpliwości i obawy. Ale tylko dobry rodzic mierzy się z tymi uczuciami. Są jednak tacy, którym dziecko „zdarzyło się” przez przypadek i nie chcą brać na siebie obowiązków i trudów związanych z jego wychowaniem. Są również tacy, którzy nie mają warunków, aby zapewnić mu dobre i szczęśliwe życie. Taka grupa rodziców ma wyjście. Mogą się zrzec praw rodzicielskich, dając tym samym zielone światło dla rodziców adopcyjnych, którzy tylko czekają na taką szanse. Dla niektórych może być to zaledwie jeden podpis, a dla tych dzieci szczęśliwa odmiana losu.
Te kilka minut uświadomiło mi, jakie miałam szczęście wychowując się w kochającej, pełnej rodzinie. Ten niezwykle wzruszający reportaż sprawił, że moje serce rozpadło się na milion kawałków ubolewając nad niesprawiedliwością tego świata, który dzieję się tuż obok.
Poniżej zostawiam wam link do reportażu. Przygotujcie sobie paczkę chusteczek, bo zapewniam, że łza niejednemu z was zakręci się w oku.
https://dziendobry.tvn.pl/a/ile-trwa-procedura-adopcyjna-formalnosci
Serce pęka na samą myśl o takich samotnych, niekochanych maluszkach:(
już wchodzę w link, pewnie chusteczki bardzo się przydadzą
Oglądałam ten reportaż ze łzami w oczach… nie wyobrażam sobie nasze dzieci tak zostawić..rozumiem depresja, ciężkie warunki zycia ale ..gdzie te matki przez ten rok cały..masakra aż wściekła jestm na sama myśł co te dzieciaczki biedne mają/ tzn, tam mają dobrze ale potem?
Moja żona kończyła Uniwersytet Medyczny w specjalizacji Zdrowie Publiczne i pisała zarówno licencjat jak i magister na temat prawnych uwarunkowań adopcji. To co widać powierzchownie to nic. Wymagań, o których nie mówi się przyszłym rodzicom, a jednak ich z tego rozlicza są setki. Ilość biurokracji jest porażająca. Wykładowcy i urzędnicy sami przyznają, że połowa tego jest zbędna, ale nic zrobić nie mogą.
Zdaję sobie sprawę, że jednostka niewiele może zdziałać, ale do zmiany są przepisy prawne/ustalenia, a do tego nikt się nie kwapi…niestety.
Wszyscy, którzy ieli kochającą rodzinę mieli ogromne szczescie i powinni to doceni!
Fajnie, że podzieliłaś się swoimi przemyśleniami po obejrzeniu reportażu.
System adopcyjny w Polsce to niestety smutna sprawa. Większość sądów nie chce pozbawiać rodziców praw rodzicielskich, nieważne jak źle by się w stosunku do dzieci nie zachowywali. A dzieci z nierozwiązaną sytuacją prawną nie można adoptować i do pełnoletności siedzą w sierocińcach.
Nie wiem, czy byłbym w stanie obejrzeć ten dokument, jestem madka i nie wyobrażam sobie tego smutku…
Życie jest niesprawiedliwe. Niektórych nie oszczędza nawet od samego urodzenia. I trzeba doceniać to, co się już ma. Bardzo poruszający wpis. A reportaż muszę zobaczyć.
Nie mogę oglądać takich rzeczy, nie radzę sobie z emocjami. Takie rzeczy nie powinny się dziać. To szczerze mówiąc odbiera mi wiarę.
Procesy adopcyjne powinny byc latwiejsze…
Strasznie to smutne. Chodziłam do szkoły z dziećmi z domu dziecka i to nauczyło mnie doceniać to, co mam.
Każdy zasługuje na miłość i rodzinę. Serce pęka . 🙁
Szkoda, że tak trudno jest zostać rodzicem adopcyjnym i tylko nielicznym udaje się przejść przez cały, skomplikowany proces przygotowawczy.
W Częstochowie, moim mieście też jest ośrodek preadopcyjny. Mając 16 -to miesięcznego Bączka nie wyobrażam sobie bólu, cierpienia i samotoności tych dzieciątek. Nasz Kostek potrzebuje nas w każdej chwili. Kiedy płacze, śmieje się myślę właśnie o takich dzieciątkach. Nie mogę sobie nawet wyobrazić jak one muszą wszystko przeżywać. Ciocia opowiadała mi historię kiedy ok. 19 lat temu leżała z moim bratem ciotecznym w szpitalu. Wojtek miał wtedy 3 miesiące. Łóżeczko obok leżał Krzyś też 3 miesięczny chłopczyk, do którego nikt nie przychodził. Jak go matka zostawiła tak sam leżał. Ciocia mówiła, że wtedy po raz pierwszy widziała płaską główkę u dziecka od samego leżenia. Sama z innymi mamami i pielęgniarkami nosiła go, ale to nie to samo co mama.
Nie wyobrażam sobie takiego braku bliskości mamy i przytulenia. Łzy same cisną się do oczu…
Poruszająca historia…mnie też ciężko sobie to wyobrazić…dziecko od chwili narodzin potrzebuję czułości i bliskości, żeby nawiązać więź z rodzicem, a niektóre dzieci – niczemu winne, nie mają tego już na starcie. Bardzo to przykre… 🙁