Nowy Rok zazwyczaj przynosi nadzieję, niektórych motywuję i pcha do działania. Dla innych nic nie zmienia i przyjmują go jako normalną kolej rzeczy. Nie ulega jednak wątpliwości, że trudno byłoby w rozentuzjazmowanym tłumie hucznie bądź nie obchodzącym tegorocznego Sylwestra, znaleźć osobę, która spodziewałaby się, że ten rok będzie naprawdę „wyjątkowy”. Że szczere lub te trochę mniej wypowiadane życzenia, aby Nowy Rok był lepszy od starego, stracą zupełnie na wartości w obliczu wydarzeń, które tak szybko zweryfikowały nasze podejście i życie w ogóle.
Planując tegoroczne wakacje, weekendowe wycieczki, długie weekendy i huczne uroczystości – niektóre z kilkuletnim wyprzedzeniem, nikt nie pomyślałby, że rzeczywistość tak diametralnie się zmieni, a wszystkie te plany wezmą w łeb.
Nagle nasza codzienność sprowadziła nas do parteru uniemożliwiając wiele działań. Uziemiając w domach z betonu bądź czerwonej cegły. Z widokiem na przewiązany taśmą ostrzegawczą plac zabawy, który wiosną budzi się do życia i gości tłumy roześmianych dzieciaków zaglądających do domów tylko w porze posiłków lub na podwórko z wysokimi tujami, kwitnącą jabłonką i wiklinową huśtawką albo hamakiem. Dla posiadaczy własnego podwórka teraz ten widok stał się wybawieniem i ostoją normalności, jakkolwiek by ona nie wyglądała. Dziś place zabaw świecą pustkami. Piaskownice i huśtawki porastają wysokie trawy i chaszcze, których nikt nie kosi nie zakłócając tym samym porannego spokoju, na który normalnie tak narzekaliśmy. Dziś wielu z nas dużo by dało za irytujący odgłos kosiarki, zapach świeżo skoszonej trawy i głosów bawiących się dzieci.
Nagle zwykły, wiosenny spacer, na który tak czekaliśmy przez całą jesień i zimę, choć nie tak srogą jak niegdyś, stał się jedną z niewielu rozrywek, mimo, że „ubraną” w obostrzenia w postaci zwykłych lub bardziej kolorowych maseczek.
Nagle wielu z nas zaczęło jeszcze częściej „wybywać” poza miasto w poszukiwaniu normalności i oddechu wolnego od delikatnej bawełny zasłaniającej nasze twarze. Z jednej strony to dobrze. Sytuacja zmusiła nas do wyjścia z domu, bo ile można w nim siedzieć wpatrując się w ściany? „Zmusiła” nas do rozejrzenia się wokół i dostrzeżenia tego, czego wcześniej w codziennym chaosie nie byliśmy w stanie zauważyć, bo byliśmy zbyt zmęczeni, zabiegani, śpiący, sfrustrowani i zajęci.
Nagle nasze długo wyczekiwane wakacje za granicę, nad polskie morze czy w góry stanęły pod znakiem zapytania. A nawet jeśli będzie możliwość wyjazdu to pod jaką postacią i kolorem maseczki, w lateksowych rękawiczkach? Z zachowaniem bezpiecznej odległości? Z płynem dezynfekującym w każdym możliwym miejscu? Z obawą czy, aby na pewno nie przywieziemy ze sobą wirusa? Co to za wakacje…domki w lesie i głuszy już teraz mają nie lada oblężenie, a przecież dla wszystkich nie starczy…
Nagle coroczna Majówka, choć pogoda jak co roku nie jest zadowalająca, staje się dla nas niedoścignionym marzeniem.
Nagle długo planowane uroczystości, te wyjątkowe dni w życiu, zeszły na dalszy plan…bliżej nieokreślony…stały się jednym z kolejnych etapów… Z pozoru mające być najszczęśliwszymi chwilami, z rodziną i przyjaciółmi, stały się powodem do smutku, wściekłości, frustracji i tęsknoty, za tym co być może się nie odbędzie, albo zostanie przełożone na jakieś „później”, które nie wiadomo jak będzie wyglądać.
Nagle każdy dzień stał się dla nas nadzieją budzącą się wraz nami o świcie.
Nagle się okazuję, że nasze plany możemy włożyć między bajki, bo życie toczy się z dnia na dzień i nie wiadomo jak będzie wyglądać kolejny dzień. W naszych domach i głowach na dobre zagościła niepewność i obawa. Plany, które przecież każdy z nas miał, większe lub mniejsze, musiały zejść na bok, bo w każdej sferze życia i codzienności społeczeństwa, nastąpiły zmiany, które uniemożliwiają ich realizację.
Nie mam wygórowanych oczekiwań wobec życia i wielkich planów. Za bardzo mnie ono doświadczyło żebym takie miała. Za dużo bólu i cierpienia zadało. Najczęściej niespodziewanie, co odczuwa się jeszcze mocniej. Nie wszystkie założone plany w moim życiu zostały zrealizowane, nie zawsze z mojej winy. Nauczyłam się nie planować na wyrost. Nie wybiegać. Owszem, miałam pewne plany, ale te bliskie i na wyciągnięcie ręki. A dzisiaj nawet te legły w gruzach…Ten rok miał być pełen pozytywnych, szczęśliwych, rodzinnych oraz przyjacielskich wydarzeń. Miał być lepszy niż ubiegły. Miało w nim być więcej łez szczęścia i radości, a nie cierpienia i poczucia pustki oraz wyobcowania.
Cieszą mnie małe rzeczy, doceniam najmniejsze chwile radości. Nie potrzeba mi wiele. Ale przede wszystkim potrzebuję wolności i oddechu pełną piersią, a to zostało nam teraz ukrócone. Nie doszukuję się teorii spiskowych, politycznych gierek i zamierzonych działań. W tym kłębowisku fakenewsów szukam nadziei i pocieszenia. Że jutro będzie lepiej i zbliża nas do normalności, choć z pewnością nie do tej, przynajmniej na początku, do jakiej byliśmy przyzwyczajeni. Są pewne sytuację, które spadają na nas nieoczekiwanie i niespodzianie, ale przecież z każdej w końcu jakoś da się wykaraskać, prawda? Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie, a odłożone plany uda się jeszcze zrealizować, mimo że nastąpi to trochę później.
Ja niestety nie potrafię się cieszyć z drobiazgów. Życie dało mi w kość i radość z życia przychodzi mi z trudem.
Rzeczywiście, ten rok jest dla każdego przewrotny, ale musimy się do tego zaadaptować i jakoś przetrwać ten czas. Życie nie zawsze jest takie jakie chcemy i musimy się z tym pogodzić.
Doceniam każdą chwilę, jaką przeżywam, drobiazgi wprawiają mnie w dobry nastrój. 🙂
U nas zwykły spacer, czy wyprawa na zakupy to prawdziwy „rarytas”, a ja się cieszę, że mogę wyjść do pracy co jakiś czas 🙂 Plany miałam mocno remontowe, wszystko stanęło…wyjazdy szlag trafił 🙁
Tez mam taka nadzieje! Moje plan tez legly w gruzach, ale nie poddaje sie i wierze, ze bedzie coraz lepiej. Tylko musimy wszyscy zaczac myslec o innych, a nie tylko widziec czubek wlasnego nosa.
Wszystkie moje plany runęły w momencie pandemii. Uważam jednak, że wyciągnęłam z tego wiele pożytecznych doświadczeń i poszłam w inną, nową stronę.
Nie biadolę, cieszę się z tego czego udało mi się doświadczyć.
Pewnie, że praktycznie każdemu runęły plany, większe lub mniejsze.
Dobrze, że jest wiosna, wszystko kwitnie, że dodatkowo nie dobija nas jesień i deszcze.
Ta pandemia bardzo wiele nas nauczyła, głównie pokory wobec życia.
Staram się nie użalać, mój plan to nie wyjazd do Afryki, a spacer po łące.
To mnie cieszy.Nic nie jest nam dane raz na zawsze.
Pozdrawiam!
Chociaż ten rok nie zaczął się dobrze, dał nam w kość to myślę, że wiele nas nauczył. Oczywiście tych, którzy chcieli posłuchać tej nauki. Ja cieszę się teraz nawet takimi drobiazgami jak jedzenie śniadania na balkonie i spacery wieczorem (dopiero wtedy daję radę oddychać w maseczce) i myślę, że jeszcze długo to takie małe rzeczy będą głównym źródłem radości 🙂
A ja nauczyłam się cieszyc z drobiazgów. Ten rok faktycznie jest inny i wciąż ta niepewność. Oj, ale słoneczko na dworze powoduje, ze radość życia wraca.
Pięknie napisane. Dużo moich planów rownież legło w gruzach, ale ja mam taki charakter, że jak zycie daje cytryny to robię z nich lemoniadę, jak zamyka mu drzwi to otwieram okna itd itp. Dlatego nie marnuje tego czasu, który ciagle jest mi dany. Wykorzystuje go na całą masę rożnych rzeczy i czekam, aż kiedyś uda się spełnić plany
A ja Ci powiem, że jakkolwiek by to głupio nie zabrzmiało, n to zatrzymanie dobrze zrobiło ?
Ja zawsze cieszę się z drobiazgów. To najlepszy sposób na szczęście:)
No i teraz powoli ożywamy. Też jest tak u Ciebie? 🙂
Powoli…trzeba ogarnąć tą nową rzeczywistość i do niej dostosować swoje plany, ja właśnie tak robię 🙂
Bardzo ciekawy post. Ja przyleciałam z Anglii tylko na 2 tygodnie, aby odwiedzić rodziców. Od 3 miesięcy nie mogę z dzieckiem wrócić do męża ?. Muszę przyznać, że ta sytuacja nauczyła mnie dużo pokory. Mam nadzieję, że już będzie dobrze.
To dla Was na pewno trudna rozłąka…dużo siły dla Was!