Jestem Kobietą

Frustracja latem, czyli jak nie dać się upałom

Przyklejeni z nosem do szyb czekaliśmy na nie wszyscy (ja wcale nie 😛 ) licząc kolejne krople deszczu, które doprowadzały do szewskiej pasji i wprawiały w ponury nastrój. Codzienna prognoza pogody na TVN-ie czy Polsacie (lub TVP w zależności od preferencji politycznych) siała zamęt i spustoszenie w wychłodzonych po zimie głowach. Aplikacje w telefonach potwierdzały prognozy przekazywane przez atrakcyjne panie z telewizji na 10-cio centymetrowych szpilkach. No nie chciało być inaczej. I kiedy co poniektórzy już, już zamierzali rychło pakować dorobek swojego życia i wyjechać na jakąś gorącą, piaszczystą plażę moszcząc swoje blade ciała na pasiastym hamaku pod rozłożystą palmą, nareszcie przyszły ONE. Upały. Wiosna nie zdążyła nawet się rozgościć, a już ustąpiła miejsca latu. Na palcach jednej ręki mogę policzyć ciepłe, wiosenne dni, w których przyjemna i satysfakcjonująca temperatura za oknem zaspokajała moją osobistą potrzebę słońca. Należę do tej wyjątkowej grupy ludzi, która za upałami nie przepada. Zwłaszcza w mieście. Nie tęskniłam i nie czekałam za skwarem na dworze, który rozpuszcza makijaż tak skrzętnie przykrywający wczesne oznaki starzenia i sprawia, że leje się ze mnie jak z uszkodzonego hydrantu, przez co odczuwam dyskomfort i ogólnie wszechogarniającą niemoc. Wcale nie było mi spieszno do wystawiania swojego bladego i nieidealnego ciała na gorące promienie słońca. Nie tęskniłam za letnimi sukienkami i krótkimi spodenkami (jesienią czy zimą można się chociaż schować za kolejnymi warstwami ubrań, chociaż i tak moja garderoba na przestrzeni lat bardzo się zmieniła, myślę, że na korzyść, zwłaszcza latem), gdzie wciąż niektóre z nich czekają na TO 'lato’ (np. koronkowe szorty zalegające na dnie szafy od 5 lat ahh). Wiara, że jeszcze nadejdzie dzień, kiedy bez zająknięcia i żadnego wysiłku fizycznego nałożę je na swoje zgrabne (skądinąd) cztery litery (chociaż tyle!) nie umarła we mnie po dziś dzień i każdego ranka pielęgnuję ją niczym rozkwitający kwiat. Nie postradałam jednak zmysłów i nie doznałam udaru mózgu. Zdaję sobie sprawę, że są osoby, które naprawdę za afrykańskimi upałami tęsknili i cieszą się, że w końcu one nastały. Nie rozumiem. Nie wnikam. Ludzie mają różne fetysze, a mnie wiele rzeczy przestało już dziwić. Jak jednak znaleźć ten złoty środek, który pogodzi wiecznie zwaśnione strony tych ciepło i zimnolubnych? Czy w ogóle istnieją takie środki, które są w stanie temu zaradzić? Otóż tak! Znalezienie ich zajęło mi ładnych parę lat, ale myślę, że warto odrobić tą lekcję, bo zwyczajnie żyję się wtedy łatwiej i przyjemniej.

Teoretycznie w naszym kraju są cztery pory roku. Każda z nich ma swoje plusy (nie próbuj z tym polemizować, bo nawet kolorowa, złocista jesień potrafi mieć swój urok). Owszem, w ostatnich latach wiosna przechodzi niczym tornado, a zima nie przypomina tej białej i mroźnej z tradycyjnych pocztówek, ale jednak to nadal cztery pory roku, jakie by nie były. Warto doceniać każdą z nich, szukać w nich pozytywów i korzystać z ich walorów.

Narzekamy na wszystko. Począwszy od zarobów i wysokich opłat za prąd, a na błahych sprawach (jak pogoda np.) kończąc. Każdy temat i każde zagadnienie jest dobrym początkiem do wynajdywania kolejnych powodów do narzekania. Walczę z tym. Codziennie. Tobie również to radzę. Zimą jest za zimno. Jesienią przygnębiająco i deszczowo. Latem jest za gorąco (dlaczego tak szybko mija?!), a wiosna jest ciągle za chłodna. No nie dogodzisz. Tymczasem powinniśmy się cieszyć z każdego dnia, który jest nam dane przeżyć! Bez względu na aurę za oknem, która nie zawsze wpływa na nasz dobry i pozytywny nastrój. Zima to przecież gratka dla fanów sportów zimowych, Święta Bożego Narodzenia, choinka i ferie zimowe. Wiosną wszystko budzi się do życia. Bez, magnolia i pola pełne czerwonych maków. Truskawki i czereśnie. Ale żeby to wszystko kwitło musi być też deszcz. Lato to woda, jezioro, ciepłe zachody i wschody słońca. Jeszcze więcej świeżych owoców i warzyw. Jesień potrafi być piękna. Kolorowa i złocista. Melancholijna.

Owszem. Upał szczególnie daję się we znaki, co często prowadzi do frustracji. Ja nigdy za nim nie przepadałam. Nie lubię całodziennego smażenia się na plaży. Skwaru i braku chłodnego powietrza. Kiedyś każdego lata wegetowałam, dosłownie. Chciałam żeby minęło jak najszybciej, bo ciężko mi było wytrzymać w czarnych ubraniach i wysokich glanach. Z czasem glany zamieniłam na sandałki i dziś cieszę się kiedy mogę je założyć. Ładną pogodę zaczęłam również doceniać odkąd zostałam mamą, bo nic tak nie sprawia frajdy dziecku jak czas spędzony na dworze czy latem nad wodą. Wiosna i lato są naprawdę krótkie i mijają bardzo szybko. Mimo, że nadal nie są to moje ukochane pory roku, w których czuję się najlepiej, staram się korzystać z ich dobrodziejstw i jak najlepiej wykorzystać ten czas na dworze.

Wystarczy tylko spojrzeć pod odpowiednim kątem, a wtedy każdy dzień, niezależnie czy pada śnieg, deszcz czy z nieba leje się żar może być naprawdę fajny. Polecam 😉

10 thoughts on “Frustracja latem, czyli jak nie dać się upałom

  1. o tak! plażowanie nad wodą i chlupanie w chłodnej wodzie to jedyny ratunek w taki skwar. i też odkryłam to jeszcze bardziej gdy pojawiła się moja Córa 😉 dzieci potrafią pomóc rodzicowi zmienić perspektywę, dosłownie we wszystkim 😉 ja mawiam nawet że „dziecko wychowuje rodzica” 😉

  2. Upały to coś, co zawsze myślę, że lubię, dopóki się nie pojawią. Jednak są pewne granice, a klimat w Polsce wydaje się być coraz cieplejszy. Szczególnie tęsknię za powiewami gorącego powietrza zimą, bo mieszkam w Norwegii. Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *