Dziwny to był rok. Inny. Nikt o północy 31 grudnia 2019 stukając się lampką szampana z najbliższymi życząc sobie wszystkiego najlepszego i szczęśliwego nowego roku nie spodziewał się, że przyniesie on tyle nowego…ale niekoniecznie dobrego. Dwa pierwsze miesiące nie zapowiadały niczego złego, choć docierały już do nas informację, co dzieję w Chinach, w Wuhan. Ale wtedy raczej nikt z nas, szarych obywateli nie myślał, że wirus dotrze do nas siejąc taki zamęt i strach.
Cała machina lawinowo ruszyła w marcu…lockdown…zupełnie nowa, nieznana sytuacja. Popłoch i strach. Wszyscy poczuliśmy niepokój, niepewność, obawy, ale również złość. Złość, która wzmagała się wraz z absurdalnością całej sytuacji i kolejnymi decyzjami rządu, który musiał się zmierzyć i nadal się mierzy z pandemią. Szczerze mówiąc nawet nie wiem kiedy minęły te wszystkie miesiące, które w większości spędziliśmy w domach czekając na poprawę sytuacji, a ta niestety wcale nie chciała się polepszyć. Zresztą samo się nic nie zrobi. Kolejne wprowadzane obostrzenia jak chociażby zamknięcie wszelkich przybytków kultury – kina, teatry, muzea, czy siłowni, basenów, równolegle z zachowaniem dostępu do morza, przez co w wakacje Polacy, z racji zamkniętych granic i odwołania lotów zagranicznych, tłumnie ruszyli nad polskie morze stykając się ze sobą na plaży parawanami czy na mieście w kolejce po gofra albo pamiątkę z nad morza, zakrawało na absurd. Sami nie odmówiliśmy sobie tegorocznych wakacji, na które czekaliśmy i pracowaliśmy cały rok. Wybraliśmy jednak małą miejscowość, stawiając na tamtejsze „atrakcje”, bez okolicznego zwiedzania bardziej zatłoczonych miejsc. Według mnie (chociaż nie byłam/jestem w mniejszości) takich absurdalnych sytuacji było znacznie więcej. Pisałam o nich w poprzednich wpisach np. tutaj. Nie chcę jednak po raz kolejny ich roztrząsać, bo nie o tym ten wpis 😉 I nawet wizja szczepionki, nad którą naukowcy z całego świata od miesięcy intensywnie pracują nie uspokoiła społeczeństwa. Wszyscy liczyli, że kiedy w końcu się pojawi, wróci tak długo oczekiwana przez wszystkich normalność. A kiedy w końcu się pojawiła, niepokój wcale nie zelżał. Ludzie się obawiają, w tym ja, mimo że nie należę do grupy antyszczepionkowców, czy szczepionka „wyprodukowana naprędce” przyniesie realne efekty, bez skutków ubocznych. Zapewnienia naukowców o wysokim poziomie technologii, dzięki której badania nad szczepionkami nie wymagają już lat badań, nie do końca uspokajają. Szczepienia już ruszyły. Czy pojawią się ich negatywne skutki? Pomijając te „drobne”, które u niektórych zaszczepionych już wystąpiły jak zmiany skórne czy alergie, o tych poważniejszych na razie nic nie wiadomo, przynajmniej my o nich nie wiemy, jeśli takie wystąpiły…
Generalnie nie robię ani wielkich podsumowań, ani tym większych postanowień, bo z reguły nie wynika z nich nic dobrego tylko dziwna melancholia, poczucie przemijania, a z postanowień presja i potem ten zawód…po co mam sobie to fundować? Powiało trochę z góry założonym pesymizmem, ale ja bym to określiła jako zdrowy realizm z przewagą optymizmu, który zachowuję dla siebie. W myśl idei: chcę – postaram się – nie uda się – nie będę się biczować. Nie neguję jeśli inni robią takie podsumowania, skrzętnie notując, wyliczając zyski i straty, a założonych celów trzymają się niczym tonący brzytwy. Wychodzę z założenia – nic na siłę i wbrew sobie. Życie i różne codzienne sytuacje weryfikują wiele naszych planów i założeń, co szczególnie pokazał mijający rok. Z całego tego bałaganu można jednak wyłuskać te pozytywne jego aspekty.
Miniony rok wiele pokazał, również mnie. Przede wszystkim uświadomił nam jak ważne jest zdrowie, które na co dzień niejeden z nas lekceważy. A przecież to ono jest najważniejsze.
Nagle zaczęliśmy doceniać jak ważna jest dla obecność najbliższych, rodziny i przyjaciół, o których tak często w zabieganej codzienności zapominamy. Nie mając wiecznie czasu na spotkania czy choćby krótkie odwiedziny. W czasie lockdownu musiał nam wystarczyć kontakt telefoniczny czy videorozmowy, pomijając tych, z którymi przebywami na co dzień, co w tym trudnym czasie stało się normą. Nie raz nie do wytrzymania. Dla wielu to była okazja do poznania się na nowo. Dostrzeżenia swoich zalet i wad. A przede wszystkim docenienia wzajemnej obecności.
Dla wielu z nas wakacyjne, zagraniczne wyjazdy i dłuższe, weekendowe wycieczki do czasu pandemii były normą. Tymczasem kiedy ta wybuchła uniemożliwiając nam dalsze wojaże, okazało się, że zaczęliśmy dostrzegać piękno naszego kraju odkrywając co raz to nowe, ciekawe miejsca, których wcześniej nawet nie byliśmy świadomi, zaaferowani ciepłymi krajami, oceanem i palmami. Nagle zimny Bałtyk przestał nam przeszkadzać, a zaczęliśmy doceniać jego wyjątkowość.
Pandemia uświadomiła nam, że najważniejsze są małe rzeczy i drobne przyjemności jak spacer po lesie czy parku. Spotkanie na kawie czy wycieczka za miasto.
Doceniliśmy nowe możliwości technologiczne, dzięki którym wiele spraw mogliśmy załatwić nie wychodząc z domu.
Szczerze mówiąc już od dawna nie przepadam za „spacerami” po galeriach handlowych i kiedy te z powodu pandemii zostały zamknięte, wcale nie ubolewałam nad tym faktem. W przeciwieństwie do niektórych. Dziękowałam za możliwość zakupów online, jeśli była taka potrzeba, bez wychodzenia z domu i niepotrzebnego wydawania pieniędzy. Powszechny konsumpcjonizm nagle został uśpiony i mam nadzieję, że wiele osób wyciągnie z tego pozytywne wnioski, zamieniając galerniany spacerniak na czas z rodziną na świeżym powietrzu czy w pobliskim parku.
Dotąd niemożliwe stało się możliwe jak np. praca zdalna czy lekcje. Ta pierwsza pokazała, że pracownik wykonujący swoje obowiązki zdalnie jest tak samo wydajny jak ten pracujący w biurze. A przynajmniej nie traci czasu na dojazdy, nie stoi w korkach i nie dokłada się do zatruwania środowiska smogiem i zanieczyszczeniami. Nie robi firmowej kawy, dzięki czemu pracodawca może zaoszczędzić na kolejnych ziarenkach i kartonach mleka, przeznaczając oszczędności np. na dodatkowe premie, ot taka moja idylliczna wizja 😉 Owszem, zwłaszcza na to drugie wielu narzeka, ale chodzi o to, że nagle znalazła się taka możliwość. To prawda nieidealna i nie dopracowana, ale i sytuacja okazała się dla wszystkich zaskakująca, więc trudno oczekiwać sprawdzonych, gotowych rozwiązań zadowalających każdego wokół. Wierzę, że przy większym zaangażowaniu odpowiednich organów i to może z czasem działać sprawniej, nawet jeśli powrócimy do normalności.
Kiedyś nie do pomyślenia było załatwienie urzędowych spraw bez nie odstania swojego w gigantycznej kolejce, dziś ich większość możemy załatwić online. Tak samo jak w przypadku służby zdrowia. Po głupią receptę czy skierowanie trzeba było się specjalnie wcześniej umówić i zrywać się z pracy, a teraz? Wystarczy jeden telefon czy e-mail!
Odkryliśmy w sobie nowe pasje i wróciliśmy do starych zainteresowań, na które wcześniej wiecznie brakowało nam czasu. Odnaleźliśmy w sobie pokłady ludzkiej empatii i zrozumienia.
Jednak obok tych pozytywnych rzeczy pojawiły się i negatywne. Największą kulejącą bolączką mimo wszystko okazała się działalność służby zdrowia. Pandemia jeszcze bardziej uwidoczniła jej wady, wyprowadzając chyba każdego z równowagi. Poruszałam tę kwestię w poprzednich wpisach, więc bez sensu jest to tutaj powielać. Życzyłabym sobie, żeby niedomagający system otworzył oczy rządzącym ukazując skalę problemu, za który powinni się zabrać w pierwszej kolejności. Zapewne to czcze marzenie, ale kto mi zabrani marzyć? 😉
Wielu z nas straciło bliskich, z którymi nawet nie mogliśmy się pożegnać i godnie towarzyszyć im w ich ostatniej drodze.
Przez szalejącą pandemię wiele osób straciło pracę, a małe firmy zawiesiły swoją działalność albo całkiem upadły.
Zapewne znalazłoby się jeszcze wiele zarówno pozytywnych jak i negatywnych „skutków” pandemii, ale powyższe są według mnie najbardziej odczuwalne i zauważalne.
Czy ten rok był całkiem stracony? Niekoniecznie, ale cieszę, że już minął i z nadzieją wkraczam w nowy, mam nadzieję lepszy rok.
Kiedyś popełniłam taki tekst (zostwię link w podpisie) o noworocznych postanowieniach i dlaczego ich nie robię. 🙂 Podtrzymuję. Bo miniony rok już pokazał, że możemy sobie planować, a i tak będzie różnie… Zdrowia w Nowym Roku! Kasia
chyba najdziwniejsza była tak wszechogarniająca pustka, jakby nagle ludzie na ziemi zniknęli, nie mogłam sie przyzwyczaić
To był rok najdziwniejszy i jednocześnie jeden z najgorszych w moim życiu. Oby 2021 nie pobił tego rekordu. Nic na zapas nie planuję,w tych czasach to chyba bez większego sensu.
Co do szczepień to ja narazie spokojnie czekam i cieszę się że nie jestem w pierwszym etapie, bo ten czas pokaże nam wszystkim co to z tego jeszcze wyjdzie.
A ja bym sobie życzyła, żeby ludziom jednak otworzyły się oczy na ten ukryty sens tych wszystkich ubiegłorocznych wydarzeń.
Dla mnie tamten rok był taki pół na pół, ale w sumie nie wspominam go źle. Z chęcią już bym zrzuciła maskę
Dla mnie, był to bardzo dziwny rok i mam nadzieję że idziemy ku lepszemu. Postanowienie mam tylko jedno” więcej korzystać z życia… spacery, wycieczki itd. z rodziną planujemy dużo wypadów.